sobota, 18 czerwca 2022

Rahzel - ROZDZIAŁ 27 - Fatum

Rahzel spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nie uśmiechnął się. Nawet na zdjęciach do dokumentów nigdy się nie uśmiechał sztucznie. Z początku nienawidził blizny, która przecinała jego szyję. Z czasem po prostu się do niej przyzwyczaił, a potem uznał, że nawet pasuje do jego imagu. Tutaj był przecież wojownikiem. Temu, że jego imię wytatuowane na szyi zostało przekreślone, na pewno można było nadać jakąś symbolikę. Coś tragicznego, ale on sam nie potrafił nic wymyślić. Na jego temat powstały to już miejskie legendy. Niektórzy sądzili, że przybył tutaj, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości. Inni utrzymywali, że kiedyś należał do kartelu narkotykowego i przemycał kokainę do Stanów Zjednoczonych, a tutaj w Meksyku ukrywał się przed mafią, która wydała na niego wyrok śmierci z jakiegoś powodu. Niesubordynacji lub interesów na boku. To wszystko były bzdury, ale jakiś pierwiastek prawdy także można w tym znaleźć. Upiął dredy w kok na czubku głowy, ale uznał, że za bardzo przypomina jakiegoś miękkiego muzyka reggae, które śpiewa o wolności, braku przemocy i marihuanie. Rozpuścił je z powrotem. Sięgały mu poniżej łopatek. Kilka z nich przysłoniło jego zielone oczy. Andre mówił, że przez to przypomina mu tygrysa, jakiegoś drapieżnika kryjącego się za gęstwiną dżungli. Tylko jego ślepia jarzą się jasno, a resztę skrywa mrok. W końcu się uśmiechnął do swojego odbicia na myśl o kochanku. Napiął jeszcze mięśnie i uznał, że wygląda odpowiednio groźnie i mrocznie jednocześnie. Właśnie o to chodziło. To było potrzebne, żeby show się podobało. Mógł usłyszeć, jak hala zaczyna zapełniać się już widzami. Andre mu dzisiaj nie towarzyszył, a szkoda, bo przed walką zawsze miał ochotę na seks. Tylko dodawała mu energii, a orgazm sprawiał, że myśli prawie całkowicie opuszczały jego głowę. Myślenie na ringu to najgorsza z rzeczy, jaką można było zrobić. Tu liczył się tylko instynkt. Trzeba było odnaleźć swoje najprymitywniejsze ja. On to potrafił.