Było mu dobrze. Przespał te kilka godzin, które zostały im z nocy. To więcej niż udało mu się przemęczyć naraz dzięki proszkom w parodii snu. Siedział teraz pod ścianą i rozkoszował się porannym słońcem Rio de Janeiro. Mięśnie jego brzucha wciąż były spięte, jakby ćwiczył przez kilka godzin. Nie mógł sobie znaleźć miejsca, z jakiegoś powodu wciąż się wiercił.
Przed chwilą złożył i rozłożył kilka razy pistolet. Teraz czyścił jego lufę szmatką. Rahzel postanowił nauczyć go posługiwania się bronią. Mało tu było sugestii, bardziej stwierdzenie faktu. Andre próbował go przekonać, że to nie jest konieczne, przecież potrafił strzelać i przeładowywać. Mulat parsknął na to śmiechem, co było bardzo rzadkim widokiem, i nie ustąpił. Andre spodziewał się strzelania do puszek, jak to pokazywali na filmach o Dzikim Zachodzie. Nic z tego. Rahzel kazał mu najpierw „zrozumieć pistolet”.
– Czy… – zaczął Andre, uśmiechając się przy tym z głupią miną. Szmatką polerował lufę Beretty Rahzela powolnymi ruchami. – Myślałeś kiedyś o tym, że lufa to alegoria fiuta?
Rahzel, który właśnie skończył ćwiczenia w pozycji stojącej i uklęknął, by zacząć robić pompki, spojrzał na niego z trudną do odczytania miną. W zasadzie, niemal zawsze taką miał, chyba że z niego kpił lub się z nim kochał. O tym pierwszym Andre zdołał się przekonać już parę razy, o drugim tylko raz, wczoraj. I nadal czuł się jakiś dziwnie, ale przyjemnie spięty. Czuł mięśnie na plecach i brzuchu, jakby ćwiczył cały dzień. I uciekał wzrokiem, gdy Rahzel patrzył na niego z tą kamienną miną. Nie miał pojęcia, o czym ten człowiek myśli. Co myśli o tym, co zrobili. Od rana prawie nic do siebie nie powiedzieli. Nie czuł, żeby przełamały się między nimi jakieś lody, poza tą cielesną barierą. Cieszył się tylko, że jednak Rahzel postanowił z nim zostać.
– Ja nie – odparł sugestywnie Mulat.
– Znalazł się hetero – parsknął Andre.
Rozsiadł się wygodniej w kącie na podłodze i obserwował ćwiczącego Mulata. Jego dredy związane w luźny kok podrygiwały zabawnie przy każdym ruchu. W ogóle się nie męczył. Andre znał swoje możliwości i on osiągnąłby już granicę. Ale on nie miał takiego ciała. Kiedy jego życie było jeszcze normalne, ćwiczył dla zdrowia, bo każdy to robił i by nie mieć brzuszka, bo ten denerwował go najbardziej. Wstydziłby się rozebrać na plaży albo przed chłopakiem. Tylko, Rahzela nie obchodził to, czy wpisywał się w normy i kanony piękna. Pewnie właśnie to obchodziło go najmniej na całym świecie. On musiał być silny, najsilniejszy, żeby przetrwać. Ciałem, słowami, gestami i wzorkiem musiał pokazać innym takim jak on, że nie powinni z nim zadzierać. Słabszych zaś zmuszał do podkulenia ogona i usunięcia mu się z drogi. Tak, jak to pokazywano na Discovery Channel. Jeden samiec alfa tylko czekał, aż drugi na chwilę odsłoni gardło, by się w nie wgryźć i wyszarpnąć. Miał nadzieję, że nie stanie się jego słabością.
– Pieprzony testosteron – mruknął Andre, wciąż śledząc wzrokiem każdy ruch mężczyzny, oglądał jego doskonale wyrzeźbione i odseparowane mięśnie. Błyszczącą od potu, ciemną skórę. – I jak tu nie być pedałem?
Siedzieli w tej norze bez mebli. Nie było tu niczego, oprócz czarnej kanapy. Do jedzenia był tylko czerstwy chleb, kasza i suszone pomidory w słoiku. Te ostanie akurat Andre uwielbiał. To miała być tylko baza, miejsce odpoczynku przed kolejnym etapem. Andre spojrzał na broń, którą trzymał w dłoni. Nawet nie mieli planu. Nie było bazy, tylko gniazdo. Gnieździli i gzili się tutaj, ukryci przed światem, do którego nie chcieli wracać. Tylko tutaj wszystko było pewne, a oni byli tutaj panami.
– Zachowaj trochę sił – rzucił do Rahzela, który właśnie skończył robić pompki z jedną ręką zaplecioną na plecach.
– A co? Zamierzasz się opierać? – rzucił z powątpiewaniem Mulat.
– Coś sugerujesz? – spytał Andre, unosząc brew. Czyli jednak Rahzel przetworzył to, co się między nimi stało i nie zamierzał się wypierać, pomyślał z ulgą. Skierował broń w jego stronę. – Paf!
– Bo byś trafił… Ale wiesz, że nie jest naładowana?
– Śmieszne – parsknął Andre. – No dobra, jestem chujowym strzelcem. Ty wyborowym.
Rahzel rozwiązał rzemyk, by rozpuścić dredy. Podniósł swój podkoszulek, by wytrzeć nim pot z ciała. Odwrócił się do Andre tyłem. Na plecach miał wytatuowanego rekina. To nie był najlepszy tatuaż na świecie. Pewnie robił go ktoś z gangu. Nie był brzydki, czy niedokładny, tylko widać było w nim amatorszczyznę. Andre uśmiechnął się krzywo pod nosem. Oczywiście, pomyślał gorzko. Odłożył pistolet na podłogę i sięgnął dłonią pod swój podkoszulek. Dotknął prawego boku, gdzie miał wytatuowany ornament z kwiatów. Jego był perfekcyjny.
– Świat się kończy? – spytał Rahzel.
– Co? – zdziwił się Andre, podnosząc wzrok na mężczyznę.
– Nagle się zamknąłeś.
– To takie dziwne?
– Ta, bo cały czas peplasz. Kiedy jesteś szczęśliwy, kiedy jesteś nieszczęśliwy, kiedy masz coś do powiedzenia i kiedy nie masz, bo nie wiesz co. Kiedy się boisz, kiedy się wstydzisz. Cały czas. Dlatego, aż się boję, gdy wreszcie morda ci się zamyka choć na chwilę.
Andre wstał, gdy Rahzel się do niego zbliżył. Ten dalej miał na sobie jedynie dżinsy. Stanął teraz przy nim, a Andre musiał zadrzeć głowę, żeby móc patrzeć na jego twarz. Zdziwił go ten nagły potok słów.
– Strasznie mnie frustrujesz – kontynuował Mulat. – Frustrujesz mnie, gdy cały czas gadasz i gdy wreszcie się zamkniesz na chwilę.
– Miło, że nie powiedziałeś „gdy tak pieprzysz bez sensu” – rzucił Andre.
– Mhm. Ale teraz skończ pierdolić – odparł na przekór Rahzel, uśmiechając się lekko.
Wsunął dłoń pod podkoszulek Andre, dokładnie tam, gdzie przed chwilą była dłoń chłopaka. Chwilę rysował palcami jakieś wzory na jego skórze, jakby z pamięci obrysowywał wytatuowane kwiaty.
– A najbardziej frustruje mnie ten tatuaż. Tęczowy, pedalski bohomaz, którym oznaczyła cię ta ciota, która nie potrafiła cię uratować. Skurwiel, po prostu zdechł i cię zostawił… A już najbardziej frustruje mnie twój rozmarzony wzrok, gdy o nim mówisz i twoje wściekłe spojrzenie teraz, gdy ja o nim mówię.
Przejechał całą dłonią wzdłuż boku Andre, który rzeczywiście zmarszczył się na te słowa, od jego miednicy, aż po pierś. Mocno, trąc jego spoconą skórę i zahaczając palcami o żebra.
– Najchętniej bym ci go wypalił – mruknął.
Andre nie próbował się wyrywać. Przez chwilę rzeczywiście był zły przez to, co usłyszał o Santoro, ale tylko przez moment. Czuł, jakby płonęła mu skóra w miejscu, gdzie ściskał go Rahzel. Jakby jego palce miały zostawić ślady. Chyba sam o tym wiedział, ale Rahzel czuł zazdrość, jeden z wielu składników miłości.
Andre zarzucił mu ręce na kark i zbliżył się do niego jeszcze bardziej, tak, by stykali się torsami.
– Pochyl się, bo nie sięgam.
– To stań na palcach – parsknął Mulat, ale jednak pochylił się, by objąć swoimi pełnymi ustami jego w pocałunku.
Były zachłanne, zarówno jego usta, jak i dłonie. Nie traciły czasu. Wtargnęły pod bluzkę Andre, objęły plecy, a potem wślizgnęły się za pasek spodni i materiał bielizny, by objąć pośladki.
– Wiesz… – sapnął Andre po zaczerpnięciu tchu. Piekły go usta. – W tej pozycji moglibyśmy godzinę tańczyć, patrząc sobie przy tym w oczy… Ale chyba żaden z nas tego nie chce. Ale też żaden z nas nie jest dziwką, nie spotkaliśmy się w kubie, do
którego poszliśmy z nadzieją na szybki numerek, ani chyba nikt z kupy ludzi, która chce zabić mnie lub ciebie, nie wie jeszcze, że tu jesteśmy. Możemy więc trochę zwolnić, pogapić się na siebie, zbadać wszystkie zakamarki, poznać i nacieszyć.
Objął go ciaśniej dłońmi wokół szyi i pocałował w szorstki podbródek.
– Hm?
– A miałeś skończyć pieprzyć – rzucił Rahzel.
Wydawał się nagle skrępowany. Dał się jednak pociągnąć za dredy, pochylił się i oddał kolejny pocałunek. Tym razem dłuższy i intensywniejszy. Andre niechętnie się odsunął, żeby ściągnąć przez głowę podkoszulek. Czuł, że się rumieni. Chwycił Rahzela za rękę i pociągnął go w stronę czarnej kanapy. Nagle poczuł się skrępowany. Dziwnie było tak „przewodzić”. Sam musiał inicjować, a sytuacja między nimi nie była jeszcze na tyle gorąca, żeby miał w głowie tylko ten przyjemny szum, a władzę nad jego ciałem przejął prymitywny instynkt.
Usiedli obok siebie. Na szczęście Rahzel zwrócił się w jego stronę i oparł ramieniem o podłokietnik, Andre więc mógł się o niego oprzeć. Usiadł przy nim z podwiniętymi nogami i z błogim uśmiechem oparł głowę o jego szeroki tors. Uśmiechnął się, gdy poczuł po chwili obejmującą go w pasie rękę. Chwycił go za wolną dłoń, wcześniej przesuwając palcami po jego przedramieniu, twardym i przyjemnie owłosionym. Różnica w kolorze ich skóry wydała mu się dziwnie podniecająca.
– Hej, powiedz… – zaczął. – Uprawiałeś kiedyś seks z białą dziewczyną?
– Tak.
– I jak było?
– Dużo gadała i bardzo się rządziła. Chciała mną dyrygować – odparł Rahzel sugestywnie.
– Serio? I udało się jej?
– Nie, bo zobaczyła największą pałę w swoim życiu.
– Zamurowało ją? – Zaśmiał się Andre.
– Zatkało.
– A mnie nie!
Zaczesał opadające na czoło włosy do tyłu i podniósł się, by usiąść Rahzelowi na udach, przodem do niego. Miał teraz przed oczami tatuaż na szyi. Rahzel brzmiało jak imię anioła. Dla jednych był to anioł śmierci, ale nie dla niego.
– Jeśli nie gadasz, to rób coś innego tymi ustami.
Andre uśmiechnął się i złożył pocałunek na wyraźnie zarysowanej grdyce Rahzela, która poruszała się seksownie, gdy mówił tym niskim, zachrypniętym głosem, jakby wiecznie palił trawę. Skusił się na więcej i polizał go w policzek, sięgając koniuszkiem języka aż do kolczyków przebijających jego nos.
– Chcę ci obciągnąć – powiedział, nawijając przy tym jego dreda wokół dłoni. Jednego z kilku pofarbowanych na jasny kolor.
O dziwo Rahzel nie zareagował entuzjastycznie. Patrzył przez chwilę w niebieskie oczy Andre, któremu jakoś udało się odgadnąć, co kryło się za tym spojrzeniem. On… nie chciał go upokorzyć. Tak to odbierał. To było takie prymitywne i takie strasznie smutne.
– Rahzel… – zaczął, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. – Co o mnie myślisz? Jestem mięczakiem. Siedzę tu któryś rok, bo nie umiem podjąć decyzji. Bałem się zmiany. Nawet jeśli miałby to być powrót do USA i rozpoczęcie życia od nowa. Dlatego nie robiłem nic, wegetowałem tu. Gardzisz mną?
– Nie – odparł Rahzel. – Nie każdy jest silny. Nie od każdego wymagało tego życie.
– Więc mi odpuszczasz, bo wychowałem się w bogatym domu? – spytał Andre. – Czy dlatego, że ja to ja? Że lubisz kiedy gadam, kiedy zmuszam cię do odpowiadania na pytania, których inni baliby ci się zadać? Bo z jakiegoś powodu mnie chronisz? Bo sprawiam, że się uśmiechasz?
– Do czego dążysz? – spytał Rahzel. Był spięty.
– Do tego, że jestem tylko ja i ty. Nikt inny się nie liczy. Możemy zrobić wszystko, wszystko sobie powiedzieć, jak długo nie będziemy się tym krzywdzić. Nie ważne są reguły innych, słowa, ani spojrzenia. Niech się pieprzą… Może myślisz sobie, że mnie teraz upokorzysz, jeśli klęknę przed tobą, ale to nieprawda, tak długo, jak ty tak o mnie nie pomyślisz… Ale nie myślisz?
– Nie – zaprzeczył szybko Rahzel.
– Dobrze. – Uśmiechnął się Andre i sięgnął do jego ust, by znów go pocałować.
Rozebrali się już do naga. Andre, unosząc przy tym brew, spojrzał na swojego penisa. Przez to całe gadanie napięcie opadło. Był tylko lekko pobudzony, podobnie jak Rahzel, ale jego penis robił wrażenie nawet całkiem oklapnięty jak ogon smutnego psa. Chciał go chwycić, zważyć w dłoni i odsunąć napletek, by odsłonić główkę, która była trochę jaśniejsza. Już samo wyobrażanie sobie tego, uczucia ciężaru i gorąca ciemnego fiuta spoczywającego w jego jasnej dłoni, sprawiało, że poczuł przyjemny skurcz w dole brzucha i drgnięcie w kroczu. Nie zdążył jednak nic zrobić, bo to Rahzel się do niego przysunął. Pocałował go w zgięcie szyi, chwytając przy tym skórę zębami. Lekko ją possał. Andre sapnął zaskoczony, bardziej jednak tym, że Rahzel chwycił go za jądra od dołu. Objął je szeroką dłonią, jakby chciał je zważyć, a potem wsunął palce dalej. Andre zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie ruszać się, aby go nie spłoszyć i Rahzel nie przerwał eksploracji tych najprzyjemniejszych zakątków jego ciała. Czy może unieść się lekko, by ułatwić mu dostęp. Kochali się już, ale to było coś innego. Teraz nie było pośpiechu. Rahzel polizał wnętrze swojej drugiej dłoni i chwycił nią członek Andre. Chłopak wciągnął głośniej powietrze. Rahzel pieścił go umiejętnie, patrzył mu jednak w oczy. Gdy penis w jego dłoni był już całkowicie sztywny, uśmiechnął się bokiem ust i uniósł brwi do góry.
– Raz się żyje, co? – powiedział niespodziewanie.
– Acha… – przytaknął głupio Andre, nie mając pojęcia, o co chodziło.
Rahzel zarzucił dredy, które spłynęły mu z ramion, z powrotem na plecy. Nachylił się nad Andre, który mimowolnie przywarł mocniej plecami do oparcia kanapy, czując przyjemną, a jednocześnie budząco mimo wszystko lekką obawę, dominację drugiego mężczyzny. Z jego ust wydobył się tylko jakiś bezsensowny jęk, gdy poczuł pełne usta Mulata zaciskające się lekko na jego członku, a potem język powoli przesuwający się po skórze.
– O Boże… – jęknął w końcu.
Rahzel chwilę oswajał się z nową sytuacją. Chyba sam nie wierzył w to, co robi. W końcu spojrzał w górę, chcąc złapać spojrzenie chłopaka. Andre aż uniósł brwi, bo dojrzał w tym spojrzeniu zadziorność. Małego chochlika. Zaraz jednak zacisnął oczy i z głuchym jękiem wygiął się mocno do tyłu w łuk, aż poczuł mięśnie pleców. Rahzel wsunął dwa poślinione palce w niego aż po knykcie i zgiął, jednocześnie biorąc go głębiej w usta. Andre poczuł, jak główka jego penisa przejeżdża po gorący podniebieniu Mulata. Rahzel wspomniał ostatnio, że lubi zaspokajać cipki, fiuty chyba też polubi. Jedni mieli wrodzony talent do oracji, inni zaś inaczej wykorzystywali język. Zaskoczenie, podniecenie i przyjemność, którą dawał mu sprytny, mięsisty język Rahzela oraz pieprzące go palce, sprawiły, że nietrwało to zbyt długo, a koniec nadszedł tak szybko, że nawet nie zdążył niczego krzyknąć, czy złapać go za dredy, żeby odciągnąć od siebie. Pod zaciśniętymi powiekami rozbłysło mu światło, a po ciele rozszedł się przyjemny prąd.
Gdy otworzył oczy, zobaczył, jak Rahzel wierzchem dłoni obciera usta. Zezował na Andre i uśmiechnął się do niego. Chwycił go za kostkę i pociągnął tak, by jego stopa musnęła penisa.
– Chcę w tobie – powiedział.
– Okej… – sapnął Andre, uśmiechając się głupio.
Spróbował chwycić penisa Rahzela między palce, ale mu się nie udało. Zaśmiał się, gdy Mulat podniósł jego nogę, by pocałować duży palec i sam zaczął pobudzać się do pełnego zwodu. Andre poślinił palce i sięgnął do swojej rozluźnionej już szparki. Myślał, że odwróci się na plecy i wypnie, ale Rahzel miał inne plany. W momencie dopadł do niego i zgiął w pół, a potem wsunął na raz aż po jądra.
– O… kurwa! – wydusił. Miał ściśnięte gardło, czuł jakby miał się zaraz udusić. Bolało i piekło, ale było cudownie.
Mimowolnie zacisnął się na nim mocniej, a w kącikach oczu pojawiły mu się łzy. Przesunął spojrzenie z sufitu na twarz Mulata, który nachylał się teraz nad nim, a jego długie dredy znów seksownie zsuwające mu się z muskularnych barków.
– Dojdziesz drugi raz? – spytał Rahzel, na razie lekko tylko falując biodrami.
– Taak… – jęknął Andre. – Jestem młody i wypuszczony, pomimo prowadzenia burdelu.
Gdyby nie to, że Rahzel mocno i pewnie zaczął go pieprzyć, pewnie pomyślałby znowu o Carlosie. Na szczęście zatapiający się w nim gorący penis zabierał mu wszystkie myśli.
Mieli tu swoją oazę. Enklawę, czy jak to się mówiło, pomyślał później, gdy jego napięte dotąd ciało powoli się rozluźniało. Leżał na kanapie, jedynym meblu tutaj, patrząc na wciąż nagiego Rahzela, który podnosił właśnie swoją Berettę z podłogi. Póki będą zamknięci w tych czterech ścianach, będą tylko oni i zasady, które sami sobie ustalą. Rahzel po wszystkim rzucił, że nie przyznałby się swoim ziomkom do dwóch rzeczy. Pierwszą było to, że wolał Katy Perry od Nicki Minaj, a drugą to, że obciągnął facetowi i mu się to podobało. Z przeleceniem faceta już nie miałby takiego problemu.
Właśnie, pomyślał Andre i odwrócił głowę, by spojrzeć przez okno wprost do mieszkania naprzeciwko. W jego salonie nago w fotelu siedział opasły facet i oglądał telewizję. Właśnie, powinien opłakiwać teraz Carlosa i myśleć, jak zabić tego skurwiela, a potem to zrobić. Przyjemniej jednak było siedzieć tu, pieprzyć się i gadać pierdoły. Sam zrobił sobie kolejną klatkę.
Był strasznym tchórzem. Znalazł sobie kolejnego obrońcę. Nie z premedytacją, ale tak się skończyło. Spojrzał na Rahzela. Ten uśmiechnął się do niego. Też patrzył przez okno.
– Nie martw się. Przygotuję go dla ciebie. Podam na tacy. A ty zrobisz tylko… – Wyciągnął dłoń w stronę okna z dwoma wyprostowanymi palcami i wykonał nią charakterystyczny gest. – Paf!
„Tylko” – pomyślał Andre. Jak starczy mu jaj.
Super! Moje ulubione opowiadanie!
OdpowiedzUsuńTo... super! :D
UsuńPozdrawiam!
Rahzel zrobił się naprawdę śmiały :) Normalnie podoba mi się ten facet, teraz kiedy zaczął się odzywać i pozwolił sobie na odrobinę luzu 😁 Ciekawe czy zabiją tego faceta? Andre najwyraźniej traci chęci do tego ;) Nic dziwnego, skoro ma takie przyjemne rzeczy podczas tych przygotowan ;) Przyjemny ten rozdział 😍 Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńPrzyjemne rzeczy to raz, dwa, że nie każdy jest zdolny do czegoś takiego mimo nienawiści. Rahzel rzeczywiście doznaje przemiany przy Andre, nawet coś zażartuje do czasu do czasu. Co ta miłość robi z ludźmi... :D
UsuńDzięki za komentarz i pozdrawiam!