Dżungla tętniła życiem. Bez ustanku wydawała nowe pokolenia na świat i skazywała na rozpad i zgnicie stare. Dżungla niemal nigdy nie cichła. Ci, którzy przybyli do niej po raz pierwszy, nieustanny szmer lasu nazywali najdoskonalszą melodią, której człowiekowi nie uda się nigdy skopiować. Uszy tubylców ignorowały tą harmonijną kakofonię, pozostając czujne na najdrobniejsze sygnały przerwania monotonii dżungli. Od tego zależało ich życie.
Chłopiec skulony pod wielkim liściem, z którego skapywała woda, zamknął oczy. Nie były mu teraz potrzebne. Cisza. W dżungli nagle zapadła cisza. Tylko „plum plam” kropli uderzających o korzeń. Niemożliwe. To już. Tak, czuł to. Jego mięśnie pozostawały napięte, a włosy na przedramionach nastroszyły się.